Stefan Karaszewski (1915-1939)
Urodził się 14 kwietnia 1915 r. w Harbinie (miasto w Mandżurii północnowschodnie Chiny). Ojciec Stefana – Stanisław, po odbyciu służby w wojsku rosyjskim, pozostał w Harbinie, gdzie podjął pracę na kolei transsyberyjskiej prowadzącej do portu wojennego- Władywostoku.

Po zakończeniu I wojny światowej rodzina Karaszewskich wróciła do rodzinnego miasta Tomaszowa Mazowieckiego. Swoje zamiłowania żołnierskie Stefan realizował w Związku Strzeleckim Oddział Tomaszów Mazowieckim. Uczestniczył w szkoleniach, obozach
i marszach. Ukończył z wyróżnieniem kursy przysposobienia wojskowego w Brzezinach.
Służbę wojskową Stefan Karaszewski odbywał w 85 Pułku Strzelców Wileńskich w Nowej Wilejce pod Wilnem w II kompani szkolnej karabinów maszynowych. W trakcie odbywania służby, 9 czerwca 1939 r. zmarła Stefanowi kilkumiesięczna córka Alicja. Przybyły na pogrzeb córki Stefan, wypowiedział słowa: „żywy się w ich ręce nie oddam”. 10 września 1939 r. Stefan miał planowo zakończyć służbę i przejść do rezerwy. Jego matka Anna przesłała mu przekazem pocztowym z Tomaszowa Mazowieckiego pieniądze na podróż. W związku z wybuchem wojny macierzysty pułk Stefana, którego pod koniec służby awansowano do stopnia kaprala, w składzie 19 Dywizji Piechoty miał przydział mobilizacyjny do Grupy Operacyjnej Kawalerii nr 1 armii „Prusy”. Zmobilizowany systemem alarmowym 24-26 sierpnia 1939 r. Przywieziony transportem kolejowym do Łowicza, marszem pieszym dotarł do Piotrkowa Trybunalskiego. Walkę z Niemcami rozpoczął 5 września. Pułk zajął pozycję na południowej rubieży lasu między Moszczenicą a Piotrkowem Tryb. Drugi batalion, w którym służył Stefan Karaszewski, otrzymał rozkaz obrony zachodniej rubieży tego lasu. W dniu 4 września linia frontu zbliżyła się do Moszczenicy. Niemcy pod Piotrkowem przerwali front. 85 pułk stanął w obliczu okrążenia. Plutonowy Kazimierz Hejduk służący razem ze Stefanem w II batalionie zeznał: „widziałem Stefana Karaszewskiego jak stał przy swoim stanowisku ckm kilkanaście metrów od toru kolejowego. Ckm stał na stojakach, bowiem Stefan strzelał do atakujących nas czołgów niemieckich”. Wg Informacji dróżnika Stanisława Janczaka (byłego żołnierza POW) mieszkającego wówczas w budynku kolejowym obok przejazdu pod wsią Kosów, polscy żołnierze mieli pozycję z karabinem maszynowym na rogu lasu. W związku ze zbliżaniem się Niemców wielu mieszkańców uciekło, m.in. Stanisław Janczak. W dniu 5 września około 13.00 mieszkaniec Moszczenicy Roman Ciszewski, mieszkający wówczas w budynku znajdującym się naprzeciw dworu, spotkał kaprala, jak się później okazało – Stefana Karaszewskiego, do którego zwrócił się porucznik ze słowami: „kapralu, podejdźcie i zobaczcie, jak tam się przedstawia sytuacja”. Roman Ciszewski szedł wówczas razem ze Stefanem w stronę przejazdu pod Kosowem. Zauważył, że Stefan miał obandażowaną rękę. Za pasem miał zatknięte granaty z trzonkiem. Był uzbrojony w karabin. Słychać było „romot” czołgów. Stefan poszedł na stanowisko przygotowane widocznie wcześniej, miał tam żelazną skrzynię z granatami. Sam przebieg walki widział Bogusław Lewicki, mieszkaniec Woli Moszczenicy, który był ukryty w przepuście pod torem kolejowym w odległości kilkudziesięciu metrów od Stefana. Stefan okopał się na łące przyległej do toru po jego zachodniej stronie, w odległości około 80 metrów od toru i ponad 100 metrów od obecnych zabudowań Kosowa. Kilka metrów przed nim teren się podnosił lekko zasłaniając go od strony zachodniej. Cały teren wokół stanowiska i przyległa od północy droga były zaminowane przez Stefana i jego żołnierzy. Według informacji S. Janczaka, po zakończonych walkach rozbrojono na tym terenie ok. 600 min. Kolumna czołgów niemieckich, która nadciągnęła od zachodu około godz. 14.30 od szosy Piotrków-Łódź liczyła ok. 60 czołgów. Niemcy jechali śmiało, nie widząc oporu. Gdy pierwsze czołgi wpadły na miny, Stefan zaatakował je ze swojego stanowiska. Według informacji Romana Ciszewskiego z walki zostało wyeliminowanych 11 czołgów, w tym 3 zostały zniszczone w bezpośrednim sąsiedztwie Stefana (według informacji S. Janczaka) i 2 dalsze bliżej wsi. 3 czołgi słabiej uszkodzone zaciągnięte zostały po walce do dworu według relacji kilku mieszkańców, m.in. S. Janczaka i Władysława Patały, zamieszkałego w Moszczenicy przy ul. Fabrycznej 32, w 1939 r. sąsiada Ciszewskiego. Przynajmniej 6 zniszczonych czołgów w bliskim sąsiedztwie Kosowa widział Mirosław Ciszewski (dalszy kuzyn Romana), który jako 16. letni chłopiec oglądał po walce pobojowisko. Ta nierówna walka trwała ok. 2 godzin. Zginęło w niej 11. Niemców, w tym 2. na motocyklu. Stefan po wyczerpaniu amunicji i granatów, widząc okrążających go od południa Niemców, odbezpieczył ostatni granat, którego wybuch rozszarpał mu dolną część twarzy. W czasie, gdy Stefan Karaszewski toczył bój z niemieckimi czołgami, zagrożony okrążeniem 85 pułk piechoty wycofał się lasami w kierunku wschodnim. Po zakończeniu walki do Romana Ciszewskiego przyszła sąsiadka Dudzina (z domu Żerek) z wiadomością, że „kapral nie żyje”. Ciszewski zbliżył się do ciała i zauważył, m.in. rozszarpane gardło i prawe oko. Szukając czegoś, czym mógłby zabezpieczyć twarz, dla umożliwienia identyfikacji zwłok, zerwał materiał ze starego parasola wiszącego na płocie dróżnika i zawinął nim głowę Stefana, obowiązując koło szyi. Po tym, z pomocą Władysława Patały, pogrzebał ciało w dole strzeleckim Stefana, w pośpiechu nie sprawdzając zawartości kieszeni. Grób Stefana został później zaopatrzony w drewniany krzyż i wieniec z jedliny. W czasie jesiennych deszczy, wspomina już sąsiadka Dudzina, zwróciła się do Romana ze słowami: „wasz kapral pływa”. Ciszewski udawszy się na łąkę stwierdził, że grób jest zalany, a wieniec pływa po wodzie. Woda obok mogiły była powyżej kolan. Zaczął odkopywać ciało, ale napływający do dołu piasek z wodą utrudniał dotarcie do zwłok. Wówczas przynieśli wraz z dróżnikiem Stanisławem Janczakiem, na którego polu znajdował się grób, długie drągi i podważyli nimi ciało. Wydobyto ciało bez buta na jednej nodze, więc Ciszewski odgrzebał z mogiły brakujący but, chcąc, by tak zasłużony żołnierz był kompletnie ubrany. Przetrząsnęli przy tym kieszenie. W kieszeni spodni znalazła się legitymacja składana z fotografią, a w portmonetce w kształcie podkówki odcinek przekazu pieniężnego z adresem matki, jako nadawczyni. W tym czasie był w Moszczenicy mieszkaniec Tomaszowa Mazowieckiego – Mieszczankowski, który przekazał wiadomość matce. Ta przyjechała natychmiast, ale trudno jej było uwierzyć, że tu jest pochowany jej syn. Kiedy Ciszewski pokazał jej legitymację Stefana – zemdlała. Następnego dnia przyjechała z trumną na wozie. Woźnica bał się podjechać do grobu ze względu na miny, więc Ciszewski rozbroił miny wzdłuż miejsca dojazdu i przyprowadził wóz z trumną na miejsce. Kiedy Ciszewski zdjął z twarzy zmarłego zasłonę, matka krzyknęła „Mój syn!” i padła na zwłoki. Z wielkim trudem umieścili wraz z Janczakiem trumnę z ciałem tego silnej budowy mężczyzny, na wozie. Woźnica zbliżył się do wozu dopiero na przejeździe. Tymczasem na torze stał żandarm niemiecki, starszy wiekiem, który pilnował robotników pracujących na torze. Gdy Ciszewski znalazł się z wozem na przejeździe, żandarm przywołał go i zapytał kogo ekshumowano. Ciszewski odpowiedział mu po niemiecku, że jego stryjecznego brata. Żandarm go pochwalił i dał 25 marek. Ciszewski następnie udał się na posterunek miejscowej żandarmerii niemieckiej po zezwolenie na przewóz zwłok. Zastał tam zastępującego komendanta mieszkańca Moszczenicy, Niemca (Lewyego), który wydał mu bez wahania żądany dokument. Lewy, jak się później okazało, czuł się Polakiem i oddał duże usługi polskiemu podziemiu. Ciszewski odprowadził wóz ze zwłokami do Wolborza i stamtąd wrócił do Moszczenicy. Mieszkańcy Moszczenicy m.in. Janczak oraz Roman Ciszewski twierdzili, że jakiś wyższy dowódca niemiecki w przemówieniu do żołnierzy podał imię Stefana Karaszewskiego jako przykład waleczności. Podobno również informacja na ten temat była w miejscowej prasie niemieckiej. Stefana Karaszewskiego pochowano na Cmentarzu Katolickim w Tomaszowie Mazowieckim przy ul. Smutnej. W kieszeni munduru miał książeczkę wojskową, z której wynikało, że został awansowany do stopnia plutonowego. W kieszeni miał też naszywkę plutonowego, której nie zdążył przytwierdzić do munduru. W kieszeni munduru miał jeszcze wykaz imienny dwudziestu podległych mu żołnierzy. W listopadzie 1976 r. mieszkaniec Moszczenicy – Eugeniusz Miksa, na granitowym głazie wykuł napis:
PAMIĘCI STEFANA KARASZEWSKIEGO
POLEGŁEGO W SAMOTNEJ WALCE Z CZOŁGAMI NIEMIECKIMI
5-IX-1939 r.
Na bocznej stronie głazu widnieje siedem spłaszczonych trójkątów, będących symbolami czołgów niemieckich zniszczonych przez Stefana Karaszewskiego i jedno kółko jako symbol motocykla zniszczonego wraz z 2. osobową załogą. Stosowny głaz podarował proboszcz parafii. Głaz znajdował się przy dzwonnicy kościelnej. Po wykuciu głaz umieszczono w pobliżu miejsca walki Stefana Karaszewskiego przy domu dróżnika Stanisława Janczaka. 5 września 1978 r. w rocznicę śmierci Stefana Karaszewskiego przy głazie upamiętniającym jego walkę i śmierć odbyło się uroczyste spotkanie harcerzy Drużyny Harcerskiej przy Szkole Podstawowej w Kosowie z siostrą Stefana Karaszewskiego – Marią Kobacką, stryjem – Władysławem Karaszewskim oraz dowódcą plutonu II kompanii karabinów maszynowych 85 Pułku Strzelców Wileńskich – kpt. Janem Hanka. Po roku 1980, dzięki lokalnej społeczności, głaz osadzono na postumencie betonowym i ogrodzono. Mieszkańcy Kosowa i Moszczenicy pochowali Karaszewskiego najpierw w miejscu w którym zginął, obok przejazdu kolejowego, a później na cmentarzu w Moszczenicy. Pierwszy pochówek wykonał kolejarz p. Stanisław Janczak. Stefan został pochowany na łące. Drugi pogrzeb, na cmentarzu w Moszczenicy, miał charakter patriotycznej manifestacji i zebrał około 1000 okolicznych mieszkańców. Ciało Stefana wieziono w drewnianej trumnie zbitej z desek na furmance. Są świadkowie, m.in. p. Edward Zasępa, którzy widzieli, że Niemcy (wysocy rangą żołnierze), którzy wyszli z pobliskiego baru oddali zabitemu honory wojskowe. Trzeci pogrzeb odbył się w Tomaszowie Mazowieckim. Jesienią 1939 r. matka plut. Stefana Karaszewskiego zabrała potajemnie jego zwłoki z prowizorycznego grobu i przewiozła je na tomaszowski cmentarz do grobu rodzinnego. W miejscu bohaterskiej walki i śmierci plut. Stefana Karaszewskiego, w Kosowie pod Moszczenicą przy torach kolei warszawsko-wiedeńskiej znajduje się kamień upamiętniający śmierć Stefana Karaszewskiego. Plutonowy Stefan Karaszewski jest również patronem powstałej w 1992 roku 86. Piotrkowskiej Drużyny Harcerskiej „Knieja”. Przedstawiciele tej drużyny brali udział w pogrzebie Marii Kobackiej – siostry Stefana. W październiku 2008 r. na części wojskowej cmentarza w Tomaszowie Maz. (od ul. Cmentarnej) pojawiła się tabliczka z nazwiskiem Stefana Karaszewskiego.